Mieszkający w Kanadzie narciarz ekstremalny, paralotniarz i filmowiec polskiego pochodzenia. W latach 70. i 80. dokonał wielu pierwszych zjazdów na nartach z wybitnych szczytów Ameryki Północnej. Jego najgłośniejszym wyczynem był zjazd z Mount Robson. W tym okresie Peter „Peru” Chrzanowski wiódł buntownicze życie w komunie narciarzy-ski bumów w Whistler.
***
Prawdziwi zapaleńcy, pasjonaci i świetni narciarze żyli górskich chatkach, które budowali na własną rękę i bez pozwolenia. Jeździli na nartach i imprezowali. Kombinowali na różne sposoby, jak zarobić pieniądze, jednak do szczęścia nie potrzebowali wiele. Tyle, by przeżyć. Najważniejsza była dla nich wolność… i oczywiście puch! Tak rodził się freeride, a Peru jest z całą pewnością jednym z prekursorów takiego podejścia do narciarstwa i idącego z nim w parze stylu życia. Jeśli widzieliście film Valhalla, wiecie o czym mowa. Jeśli nie, podczas 20. KFG będzie okazja, by to nadrobić!
Ten okres Peru wspomina tak:
Wolność, fantazja… Zawsze fajnie było podebrać jakieś dziewczyny z miasta na weekend. Bały się wyjść w góry, bo niedźwiedzie, wiesz, fajne czasy, wesoło. Jak squatersi, tylko w lesie. Staje mi teraz przed oczami obraz kolegi kręcącego skręty w swojej wannie obok potoku. (…) to był jeszcze taki dziki zachód. (W Whistler) Działało tylko kilka wyciągów. Byli Indianie, ski bumy, sporo młodzieży, wiele osób uciekało ze wschodniej Kanady na zachód, żeby przeżyć zimę i spędzić sto dni na nartach. (…) wszyscy się znali i przyjaźnili. Mieszkaliśmy gdzie się tylko dało, byle najtaniej. (…) było około 30 takich nielegalnych kabinek. Później wszystko się skomercjalizowało i rząd zaczął je burzyć. Zanim do tego doszło, przeżyliśmy tam wspaniały kawałek życia.
To życie pełne przygód. Jak sam powiedział, nie oddał kawałka swojego cennego czasu żadnej korporacji. Zawsze żył na własnych zasadach, choć przygody i sport wymagały wyrzeczeń. Niejednokrotnie też ulegał groźnym wypadkom – w tytule jego książki „Szusss, czyli jak przeżyłem samego siebie”, nie ma ani grama przesady.
Uczestniczył też w eksploracyjnych wyprawach na terenie Ameryki Południowej, gdzie poznał ciekawe zwyczaje i wyjątkowe wierzenia ludów Arachuaco i Kogi, żyjących w trudno dostępnych górach Sierra Nevada de Santa Marta. Dotykał świętych śniegów, jeździł na nartach, latał na paralotni. Właśnie w Peru, na górze Ranrapallca, miał jeden ze swoich najgroźniejszych wypadków, o którym powiedział:
Zapiąłem narty, zrobiłem cztery szusy i kopyrtnąłem. Myślałem, że to już koniec, więc się zupełnie zrelaksowałem. Leciałem jak piłka, odbijając się i koziołkując przez 900 metrów, niemal do samej bazy.
Peter Chrzanowski publikował artykuły w fachowej prasie narciarskiej i kręcił filmy – nie tylko stricte narciarskie i paralotniowe, które były wielokrotnie nagradzane na najróżniejszych festiwalach. Obecnie z pasją organizuje i popularyzuje nową dyscyplinę, składającą się z trzech konkurencji: biegu, jazdy na rowerze górskim i zlotu na paralotni – Aerothlon.
Polecamy wywiad, który ukazał się niedawno na stronie Outdoor Magazynu:
Książka „Szusss, czyli jak przeżyłem samego siebie” jest dostępna w promocyjnej cenie w księgarni wspinanie.pl.